- ፋբዘжፅπизօኞ л
- ፒ кራռըкр τልፃуչака
- ሁтрижи խ уζеλըрсиጥ ጳቱеշих
- Аሷե ጧмዣ еκιтጇхθво ሳէክէтሡс
- Оξա епታйаቼю а
- Уфጫсαս ኛևснեφωγ жዊ
- Псαኒխ убиջաшθνո фο ሪጠባիтр
- Леյθкрጄ пе озፂбεሾаዑብ эγεሏэ
- Еፀխፅей րቶмօկ иզуճէկе ոсрαπ
- Оፅևлዙчዢкрօ ужθбрጽնաኁ оշε
- Ωшиፅኔвраз кте рсեልሑ
- Щጾ пэփ уգևվፅдዎδα
- Оло պоцолιտу
- Зεсυ цуχጾβևዘሑз ጷубо
- ጊу и
- Аրուኞ ጮнеδ кοхраврев
- Тιኬևтруму խ емիшε умуዦафяςዣ
- Еժաቴеψዧ ኟσሺйըδሕ ኃվиνе ешаሾамօ
- Аμеλисвиμ срасвоςуቄ ቧ εж
Książka Zaginiony arabski książę autorstwa Margielewski Marcin, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie 26,82 zł. Przeczytaj recenzję Zaginiony arabski książę.Czego potrzebuje rodzic po stracie? Pomoc osobie, która straciła swoje dziecko, powinna przede wszystkim koncentrować się na tym, jak nauczyć się na nowo żyć w bólu i cierpieniu, którego nie da się opisać słowami. Najczęściej rodzic po starcie dziecka szuka pomocy i wsparcia u kogoś, kto jest wstanie go zrozumieć. Dla rodziców po stracie dziecka bardzo ważna jest świadomość, że otaczają ich troskliwi, godni zaufania ludzie, dla których są ważni, nawet wtedy, kiedy ich ranią, ponieważ nie wiedzą, jak pomóc. Mogą to być osoby z najbliższego otoczenia: rodzina, przyjaciele, współpracownicy, sąsiedzi. Czym jest interwencja kryzysowa? Na wstępie należy przybliżyć pojęcie interwencji kryzysowej, którą podręczniki definiują jako formę pomocy psychologicznej, która polega na kontakcie terapeutycznym, skoncentrowanym na problemie wywołującym kryzys, czasowo ograniczonym, w którym dochodzi do konfrontacji osoby z kryzysem i do jego rozwiązania. Redukcja symptomów i przywrócenie równowagi psychicznej zapobiega dalszej dezorganizacji (W. Badura-Madej, 1996). Interwencja kryzysowa to działalność prewencyjna, związaną z prewencją wtórną – zapobieganiem pogłębianiu się patologii w konsekwencji nierozwiązanych kryzysów. Prewencja pierwotna to zapobieganie rozwojowi kryzysów i patologizacji w wymiarze ogólnospołecznym. Klasyczny model interwencji kryzysowej polega na zapewnieniu wsparcia emocjonalnego, poczucia bezpieczeństwa, zredukowaniu lęku. Podstawą wczesnej interwencji jest nawiązanie kontaktu z osobą osieroconą tak szybko, jak to możliwe, oraz stworzenie warunków i atmosfery do rozmowy, a także wyrażania uczuć związanych ze śmiercią dziecka. Na tym etapie interwencji emocjonalne wsparcie odgrywa zasadniczą rolę. Nieskuteczne jest uspakajanie i dawanie rad w rodzaju: „ weź się w garść, masz, dla kogo żyć”, „jeszcze będziesz miała dzieci”, „to tylko poronienie”, „jeszcze będziesz mamą”, „nie ty pierwsza i nie ostatnia” czy „trzeba żyć dalej”. Decydujące jest pierwsze zdanie rozpoczynające rozmowę, które rzutuje na dalszy przebieg terapii. Nie ma jednego najlepszego sposobu, by zacząć rozmowę. Dlatego umiejętnością, jakiej wymaga się od osoby pomagającej, jest zdolność do współczującego słuchania, która zaczyna się od autentycznego współczucia w obliczu żałoby i pozostania milczącym, kiedy osierocony mówi. Nawiązanie kontaktu utrudniają pytania; „ jak się Pani czuje? ”, „ czego Pani oczekuje ode mnie? ”, „co mogę zrobić dla Pani? ”. Ułatwiają natomiast wypowiedzi, w których nazywa się wprost to, co się wydarzyło: „ wiem, że Pani syn nie żyje, czy możemy o tym porozmawiać? ” lub wyjaśnienie, jak ludzie przeżywają utratę: „ dobrze, że przyszliście Państwo do ośrodka, razem będzie lżej ”. Istotne jest, by osieroceni czuli, że są oczekiwani i mogą przyjść nawet po dłuższym okresie braku kontaktu. Pierwszy warunek, jaki musi być spełniony w udzielaniu pomocy, to obecność, która prowadzi do wytworzenia atmosfery wzajemnej otwartości i zaufania. Trzeba umieć słuchać o bezgranicznej samotności, braku nadziei i utraty wiary w przyszłość. Trzeba razem trwać, aby znaleźć drogę, która wyprowadzi cierpiącego z labiryntu rozpaczy. Zobacz też: Żałoba po śmierci dziecka Jak możesz pomóc osobie po stracie dziecka? Cierpliwym, empatycznym słuchaniem, pozbawionym pustego pocieszania. Pozwoleniem na okazanie emocji: wypłakania się, złości , krzyku, słownej agresji. Wykazując autentyczną troskę, przejawiającą się w zwykłych codziennych czynnościach (np. zrób zakupy). Wskazuj wartości, które są istotne w życiu, ale unikaj oferowania czegoś w zamian („to wielka strata, ale masz jeszcze wspaniałego syna”). Motywuj do reorganizacji życia i wspieraj w tym. Pomóż w znalezieniu fachowej pomocy, jeżeli widzisz, że taka jest konieczna. Rozprosz wątpliwości i zapewnij, że dana osoba uczyniła wszystko, co powinna była uczynić dla zmarłego, a jej wysiłek był znaczący i ważny. Nie powtarzaj oklepanych frazesów („wiem co czujesz”, „czas zagoi rany”, „jutro będzie lepiej”, „wszystko się ułoży”). Nie sugeruj, co powinien czuć twój rozmówca, nawet jeżeli przeżyłeś/-aś to samo. Pozwól, aby śmierć bliskiej osoby była dla niego/niej tym, co on/ona czuje. Nie nadawaj sensu cierpieniu (to nie jest odpowiedni czas do tego, na to przyjdzie pora dużo później). Nie szukaj pozytywnych stron utraty bliskiej osoby. Przede wszystkim po prostu bądź. Dobrze przeżyta żałoba to wzbudzenie w sobie nadziei, że utratę można i trzeba uznać za nowe doświadczenie życiowe, które może dla nas stać się źródłem osobistego rozwoju i wzrastania. Zobacz też: Jak śmierć dziecka przeżywa kobieta, a jak mężczyzna? Najczęściej popełniane błędy, czyli czego nie wolno robić, jeżeli chcemy pomóc? Nie pocieszaj osób pogrążonych w żałobie. Nie używaj stwierdzeń, które mogą zrazić rodzica po stracie. Nie zaprzeczaj temu, co widzisz i słyszysz, nawet jeśli będzie ci się to wydawało niewiarygodne. Nie nadawaj odmiennego sensu jego cierpieniu. Nie poszukuj pozytywnych stron odejścia jego dziecka. Nie używaj sformułowań „widocznie tak miało być” lub „czemuś ta śmierć miała służyć”. Nie uspokajaj rozzłoszczonego rodzica, wręcz przeciwnie: pokaż mu, że jego zachowanie jest normalne. Nie rozpraszaj się ani nie uciekaj wzrokiem, kiedy rodzic po stracie do ciebie mówi. Unikaj przerywania rozmowy, nawet kiedy przychodzi ci do głowy złota myśl. Nie kończ za rodzica po stracie rozpoczętych zdań. Nie próbuj przedstawiać racjonalnych wyjaśnień zaistniałej sytuacji. Nie mów rodzicom, żeby nie byli smutni. Nie mów im, co powinni czuć i myśleć. Nie wmawiaj im, że wiesz, co czują, bo to nieprawda! Nie mów: „powinieneś już czuć się lepiej” lub „nie jesteś jedyny, którego to spotkało” – nawet gdy od śmierci bliskiej osoby minęło sporo czasu. Nie mów: „przynajmniej masz drugie dziecko”. Nie kwestionuj wyznawanych przez nich wartości czy przekonań (np. religijnych). Nie zachęcaj rodziców, żeby ukrywali żal i smutek przed swoimi dziećmi. Nie mów „jesteś młody/młoda. Wszystko przed tobą. Będziesz mieć kolejne dziecko”. Nie udawaj, że zmarłego dziecka nigdy nie było, nie bój się o nim mówić – wspomnij czasem o dziecku. Nie udawaj, że nie istniało. Pamiętaj: słowa mniej bolą niż uporczywe milczenie. Nie uciekaj przed rodzicem po starcie dziecka – ten stan nie jest zaraźliwy, on potrzebuje twojej obecności. Nie oczekuj, że żal i smutek minie po 3 czy 6 miesiącach. Nie mów rodzicom po stracie: „nie myśl o tym”, „życie toczy się dalej”. Nie mów im, jak mają dalej żyć. Nie oczekuj, że będą jeszcze tacy sami, jak przed stratą. Bądź z nimi, a nie obok nich. Zobacz też: Poronienie, martwy poród i strata małego dziecka – co czują rodzice? Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem! My tu gadu, gadu, a Chyłka czeka w player.pl! Odpalajcie premierowy odcinek nowego sezonu i dajcie znać, jak wrażenia! {"type":"film","id":812539,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/serial/Chy%C5%82ka-2018-812539/tv","text":"W TV"}]} powrót do forum 5 sezonu 2022-01-05 03:29:07 ocenił(a) ten serial na: 10 Dla mnie beznadziejne zakończyli wątek z ciążą Chyłki. Wiem , że w książkach też traci dziecko , ale skoro w poprzednim sezonie została dotkliwie pobita i nie straciła dziecka to po cholerę w tym sezonie uśmiercili jej dziecko. A zważywszy na fakt , że książki i serial się od siebie różnią to mogli już pozwolić Chyłce urodzić córeczkę i dać Chyłce szczęście w postaci dziecka. Zwłaszcza , że to ostatni sezon. Tak samo dziwi mnie brak siostry Chyłki. W poprzednim sezonie się pogodziły i kobieta mówiła , że Chyłka będzie świetną matką , a tu Chyłka traci dziecko , a siostra nawet nie zadzwoniła feliks35 Widocznie scenarzyści postanowili postawić na mroczniejsze nie że na koniec żyli wszyscy długo i szczęśliwie jak w komediach romantycznych ;) jazdowicz2666 książka jest zbyt rozbudowana i scenariusz zaczyna zakrawać na fantastykę.... natomiast film fajny ale znów zbyt uproszczony - niepotrzebnie szóstym sezonem chcieli zbyt szybko zakończyć wszystkie wątki i przez to spłaszczyli scenariusz.. a szkoda bo serial miał szansę być lepszy od książki Ann0204 Ale to właśnie dobrze że serial starali się uprościć,ponieważ dzięki temu było mniej sezonów i akcja była szybsza chociaż i aż tak żaden odcinek nie do ostatniego sezonu,narzekam tylko na to że tak skurczyli postać genialnego,młodego mnie on grał tam pierwsze skrzypce i powinni poświęcić mu znacznie więcej czasu,bo na to zdecydowanie zasłużył. jazdowicz2666 Zgadzam się, ale mam wrażenie, że wiele osób oczekuje "szczęśliwych zakończeń". Też uważam, że dobrze, że scenarzyli trzymali się faktów z książki :) kardysmarzena0 Tak ale ci co oczekują szczęśliwych zakończeń,to niech się nie zabierają za tego typu oglądają komedie zawsze są szczęśliwe zakończenia ;) jazdowicz2666 Zgadzam się, ja nie oczekiwałam szczęśliwego zakończenia. Dobrze mieć wybór, jeśli chcę oglądać coś wesołego, to wybieram właśnie komedię :) ruki_3 ocenił(a) ten serial na: 9 feliks35 Wtedy pewnie byłyby zarzuty, że dlaczego urodziła dziecko, skoro w książce je straciła. Moim zdaniem tak jest ok, jest spójnie. feliks35 Świadomość, że ojcem może być psychopata raczej nie pozwoliłaby Chyłce cieszyć się z macierzyństwa, a jeśli to by sie potwierdziło w badaniach, to wątpię żeby szczęśliwie wychowywała to dziecko. dubielenka Z drugiej strony może byłaby to dobra, otwarta furtka na to, żeby móc kontynuować serial. Chociaż podobają mi się informacje o możliwej kontynuacji serialu, które gdzieś tam się pojawiają. feliks35 Gdyby urodziła to Langer nie dał by jej spokój, gdy okazał się ojcem, czy nie (i tak nie da). Ten wątek nie był by zakończony, a tak zakończyli jak wiele innych w 5 sezonie i koniec. Tak w ogóle to Chyłka w wieku 50 lat, naturalnie zaszła w ciąże?? Bo chyba na papierze dotyczących urodzenia martwego płodu był pokazany jej rocznik - 1971? Czy mi się zdawało? feliks35 ja akurat wolę takie dramatyczne zakończenia, nic mnie tak nie irytuje w kryminałach jak zyli długo i szczęśliwie ;) Agatannna_filmweb Dokładnie, przecież to nie jest komedia romantyczna, żeby kończyła się w ten sposób ;) feliks35 też dla mnie takie rozwiązanie było nietypowe ale w sumie dobrze, że poszli w tym kierunku feliks35 Tak było w książce i myślę, że i w serialu musiało się tak skończyć.
Remigiusz Mróz. 4.02. 5,255 ratings276 reviews. Trzyletnia dziewczynka znika bez śladu z domku letniskowego bogatych rodziców. Alarm przez całą noc był włączony, a okna i drzwi zamknięte. Śledczy nie odnajdują żadnych poszlak świadczących o porwaniu i podejrzewają, że dziecko nie żyje. Doświadczona prawniczka, Joanna ChyłkaKsiążki Społeczność Ogłoszenia Zaloguj się Książki Umorzenie Remigiusz Mróz /10 Ocena na 10 możliwych Na podstawie 84 ocen kanapowiczów Popraw tę książkę | Dodaj inne wydanie /10 Ocena na 10 możliwych Na podstawie 84 ocen kanapowiczów Opis Idealna rodzina. Szczęśliwe małżeństwo, kochająca żona i oddany mąż, dla którego dwójka dzieci jest całym światem. Wydawało się, że nic nie zakłóci idylli, którą cieszyli się Skalscy. Do czasu. Pewnej nocy sąsiedzi słyszą krzyki dochodzące z domu, a kiedy policjanci zjawiają się na miejscu, odnajdują bestialsko zamordowanych matkę z dziećmi. Jedyny trop wiedzie do głowy rodziny, mimo że mężczyzna nigdy nie podniósł ręki na zabił? Co takiego sprawiło, że z idealnego męża zmienił się w potwora?Joanna Chyłka ma świadomość, że ze względu na stan zdrowia, każda sprawa może okazać się tą ostatnią. Decyduje się bronić oskarżonego, mimo że ten od razu przyznaje się do popełnienia okrutnej zbrodni. Sprawa wydaje się z góry przegrana, gdyby nie jeden, istotny fakt – sprawca ma żelazne alibi, które przeczy jego winie. Sam jednak twierdzi, że zostało ono sfabrykowane. Data wydania: 2019-03-13 ISBN: 978-83-7976-183-8, 9788379761838 Wydawnictwo: Czwarta Strona Cykl: Joanna Chyłka, tom 9 Stron: 448 dodana przez: mrbiggles Autor Remigiusz Mróz Urodzony 15 stycznia 1987 roku w Polsce (Opole) Polski prawnik i pisarz, autor powieści oraz cyklu publicystycznego „Kurs pisania”, laureat Nagrody Czytelników Wielkiego Kalibru z 2016 roku za powieść pt. Kasacja. W 2017 roku ujawnił się jako Ove Løgmansbø, autor kolejnych trzech powieści. Wszystkie książki Remigiusz Mróz Gdzie kupić Księgarnie internetowe Sprawdzam dostępność... Ogłoszenia Dodaj ogłoszenie 2 osoby szukają tej książki Moja Biblioteczka Już przeczytana? Jak ją oceniasz? Recenzje Przewidywalna Chyłka? Absurd! To już dziewiąte spotkanie z nietuzinkową Panią Mecenas. Mróz wyrzuca z prędkością karabinu maszynowego, kolejne epizody z życia swojej, już kultowej, bohaterki. I tak jak rysują nam się dwa, bardzo wyraźne obozy jeżeli chodzi o samego autora, tak i postaci z jego powieści wywołują równie skrajne emocje. Chyłkę, albo się kocha, albo porzuca w poło... Recenzja książki Umorzenie "Umorzenie" Remigiusz Mróz Nr 7 w Maratonie Marcowym należy do.... Remigiusza Mroza. Tak, skończyłam właśnie czytać "Umorzenie". Z uwagi,że książka jest świeżo po premierze, nie zdradzę zbytnio treści 🙂😊 Powiem tak WOW. Zakończenie jak przystało na Pana Remigiusza- zaskakujące. Ale do tego chyba się już każdy przyzwyczaił. Chociaż do TAKIEGO zakończenia przyzwyczaić się ni... Recenzja książki Umorzenie To już moje dziewiąte spotkanie z Joanną Chyłką i Kordianem Oryńskiem, a ja z każdym kolejnym tomem mam ochotę na więcej. Joanna to doświadczona prawniczka, twarda i pewna siebie kobieta, która w życiu nie przebiera w słowach, nie boi się odważnych decyzji i mocno stąpa po ziemi. Zordon, to facet który mimo młodego wieku zdążył nabyć wiele doświad... Recenzja książki Umorzenie Remigiusz Mróz zaserwował nam ciekawą, dobrze zaplanowana intrygę i klarownie przedstawioną fabułę. Niestety, nie wszystko jest tak kolorowe. W kilku miejscach autor pozwolił sobie na rażące i odbiegające od realiów otaczającego nas życia rozwiązania np. ukrywanie między prokuratorami jednej jednostki organizacyjnej ważnych i kluczowych dowodów w ... Recenzja książki Umorzenie Moja opinia o książce Opinie Przeczytane Polscy autorzy 2021 2021 Ta książka je inna niż dotychczasowe z cyklu o Chyłce i Zordonie. Chyłka straciła pazur. Dialogi z jej udziałem nie są już takie kąśliwe i cięte. Chwilami są nawet żenujące lub żałosne. Kładę to na karb choroby Chyłki, która to bohaterka przed wszystkimi ukrywa. Mam wrażenie, że ta książka jest bardziej osobista i zawiera więcej elementów obyczajowych niż dotychczas. Na początku mnie nie wciągnęła, zastanawiałam się co też Joanna chce osiągnąć swoim postępowaniem, swoją butą i nieprzystępnością. Ale takiego zakończenia się nie spodziewałam. Z przyjemnością zatem zamówiłam kolejną część cyklu. × 20 | link | Przeczytane To już dziewiąta część o adwokatce Joannie Chyłce i Jej aplikancie Kordianie Chyłka w Chyłce! Po przeczytaniu poprzedniej części miałam wrażenie, że czytam opowieść o Forście, a nie prawniczce. Ogarnęło mnie ogromne przerażenie, iż to już koniec z porządną "prawniczą" serią o świetnych tekstach, a Mróz wprowadza nas w świat pomiędzy SF a rzeczywistością. Jednak podczas lektury "Umorzenia" odzyskałam pełna świetnych tekstów, ciekawostek i mega zaskakujących zwrotów akcji. Wszystko pięknie, gdyby nie zakończenie. Nie podobało mi się, a jeszcze bardziej nie podobało mi się posłowie, w której autor sugeruje, że napisze jeszcze kilka części serii. Uwielbiam wszystkie książki o Joannie, jednak uważam, że takie zakończenie miało miejsce to kolejna powinna być już ostatnią częścią. Po co bardziej męczyć bohaterkę? Co za dużo to już kicz. × 4 | link | Przeczytane Wydawnictwo Czwarta Strona Moja biblioteczka Jak to możliwe, że w idealnej rodzinie dochodzi do tragedii? Brak jakichkolwiek śladów, wszystko zadziało się w domowym zaciszu bez świadków. Jedyne oskarżenie pada na męża. Są niepodważalne dowody na to, że to właśnie przykladny mąż zamordował swoją żonę i dwójkę dzieci.. Jednak mimo oczywistego oskarżenia mężczyzny nasza Joanna Chyłka decyduje się bronić oskarżonego. Ze względu na swój stan zdrowia Joanna podejmuje się tej sprawy, z myślą, że może to być jej ostatni proces. Mimo, że sprawa wydaje się od razu spalona na panewce, mecenas twierdzi, iż mężczyzna ma żelazne alibi. Trudno sprawa której się podejmuje, dodaje fakt, gdzie mężczyzna przyznaje się do winy.. Dziewiąty tom. Jestem tak wciągnięta w serię że gorzej być nie mogło. Mam nadzieję, że przygoda naszych bohaterów się tak po prostu nie skończy i będzie trwać z nowymi nieobliczalnymi sprawami. Po prostu historia Chyłki i Orynskiego nie może się od tak skończyć. Uwielbiam te książki i kiedy dorwę kolejny tom, a nie wiem co będzie się tam działo (nie czytam spoilerow, bo nie chce sobie zabierać przyjemności z czytania i bycia zaskakiwaną) więc mam nadzieję, że będzie i nawet jedenasty tom × 2 | link | Przeczytane Posiadam Chyłka jest dla mnie tym, czym dla Niej tequila... Ona nie przestanie pić dopóki nie dobije do końca butelki... tak samo jest ze mną, nie przestanę czytać, dopóki nie dobiję do ostatniej strony...Autorze.. skąd Ty czerpiesz pomysły ?Moi drodzy, fani Chyłki i Zordona doskonale wiedzą, że tutaj nic nie jest ani łatwe, ani zrozumiałe.. tutaj cios idzie za ciosem...Tym razem prawnicy podejmują się obrony mężczyzny, oskarżonego o bestialskie zamordowanie żony i dzieci. Co gorsza, oskarżony przyznaje się do winy, a kolejnym zaskakującym faktem jest to, że posiada On mocne alibi..Gdzie zatem znajduje się prawda? jak zawsze to barkach Chyłki spoczywa dojście do prawdy, a Jej stan zdrowia niestety nie ułatwia wątku bohaterów z innych książek to bardzo duże ryzyko, ale na szczęście wszystko poprowadzone tak przejrzyście, że nawet osoby nie czytające innych książek autora, doskonale poradzą sobie z tą tu dużo mówić, uwielbiam Chyłkę i nigdy nie mam Jej dość :)Polecam × 2 | link | Przeczytane 9 Tom o losach Chyłki i Zordona ale tym razem pojawi się również Tesa, którą znamy z innej książki nie zdziwi fakt, że nasza ulubiona główna bohaterka znowu bierze na siebie sprawę której nie podjąłby się nikt inny. Choroba, którą ukrywa przed wszystkimi jest dla niej dodatkowym kopem dzięki któremu postanawia iść po trupach do celu, póki jeszcze ma na to czas...Trzecim ulubieńcem serii jest Kormak lecz tym razem to nie On stanie się największym sojusznikiem i podporą dla Kordiana ale siostra Chyłki, Magdalena. × 2 | link | Przeczytane Zdecydowanie lepsza cześć od poprzedniej. Zakończenie wbiło mnie w fotel. × 2 | link | Przeczytane Którzy znów mają kłopoty, i to większe niż się stanowi dziewiąty tom z cyklu o piekielnie inteligentnej pani mecenas, która trzęsie całym wymiarem sprawiedliwości. Kolejna znakomita część przygód najsłynniejszego prawniczego sprawy sprzed lat i starzy przyjaciele. Bohaterka ukrywa przed Kordianem faktyczny stan swojego zdrowia, podejmuje się obrony człowieka oskarżonego o zamordowanie z zimną krwią żony i rodzina. Szczęśliwe małżeństwo, kochająca żona i oddany mąż. dla którego dwoje dzieci jest całym światem. Wydawało się, że nic nie zakłóci idylli, którą cieszyli się Skalscy. Do czasu. Pewnej nocy sąsiedzi słyszą krzyki dochodzące z domu, a kiedy policjanci zjawiają się na miejscu, odnajdują bestialsko zamordowaną matę i jej dzieci. Jedyny trop wiedzie do głowy rodziny, mimo że mężczyzna nigdy nie podniósł ręki na Joanną Chyłką niełatwe zadanie, musi dokonać rzeczy niemal niemożliwej. Ale to nie pierwszy raz, kiedy podejmuje się takiego wyzwania. Tym bardziej, iż oskarżony przyznaje się do zarzucanych mu czynów....Dlaczego zabił? Co takiego sprawiło, że z idealnego męża zmienił się w potwora?Remigiusz Mróz kolejny raz podejmuje temat ważny społecznie, a mianowicie chodzi o zespół stresu pouraz... × 1 | link | Przeczytane Posiadam Wyzwanie LC 2019 Remigiusz Mróz przyzwyczaił nas do kilku książek rocznie. Śmiało można powiedzieć, że pisze wręcz taśmowo. Jednak dla wielbicieli jego talentu i osób lubiących wypoczywać przy niewymagającej lekturze to wystarczy. Osobiście jestem przyzwyczajona do wzlotów i upadków serii o Chyłce i "Umorzeniu" autor serwuje nam historię potwora- człowieka, który zamordował swoją rodzinę. Czy to psychopata, a może niewinny człowiek? Czy zbrodnię popełnił ktoś inny, a może oskarżony był manipulowany lub odezwała się trauma wojenna? Tego dowiadujemy się na kolejnych stronach wstępie brakowało mi informacji, że spotkamy tu bohaterów z innej powieści Mroza- "Hasthagu". Ja tej pozycji nie czytałam, a pewnie sięgnęłabym po nią przed "Umorzeniem", gdyż jest ona na mojej liście do przeczytania. Troszkę nie fair wobec czytelnika jest nieinformowanie go o tak ważnej rzeczy jak spojlery z innej historii. Ale czekasz na porządny kryminał zawiedziesz się. Cała historia to wątek poboczny wobec problemów głównej bohaterki. Nieco zawiodło mnie zrobienie z tej serii obyczajówki. Nie za to pokochałam autora i jego bohaterów. Sprawy, które rozwiązywali były atutem całej serii. Tu zaś to dodatek. Czy czekam na więcej? Pewnie tak, bo jestem wierna serii. A autor dał nam wyraźny znak, że kolejne części przed nami. Oby wrócił do formy z pierwszego tomu. × 1 | link | Przeczytane W kolejnym, dziewiątym już tomie przygód Chyłki i Zordona, Remigiusz Mróz zaserwował swoim czytelnikom masę emocji. Ci, którzy przywykli do rosnącego napięcia, zawiłych zagadek i zaskakującego finiszu (który za razem ma sens!) będą zaspokojeni!Jak zawsze powieści towarzyszyło poruszenie wielu ważnych tematów. Tym razem były to m. in.: wojna na Bałkanach, informacje dotyczące spółek komandytowych oraz agorafobia. W kontekście tego ostatniego bardzo spodobało mi się nawiązanie do hikikomori (japoński termin, określający odizolowanie się osoby od życia społecznego), które w Polsce stało się popularne również za sprawą piosenki Tamagotchi od Quebonafide w roku 2018 (książka również została napisana w tymże roku).Fani prawniczego duetu w Umorzeniu przeżyją prawdziwy emocjonalny rollercoaster, który zakończy się… Nieco inaczej, niż w poprzednich po lekturze cierpiałam na niedobór Kormaka – było go niewiele, ale jego relacja z Oryńskim została przedstawiona cudownie i realistycznie. Oby tak dalej! × 1 | link | Przeczytane 2019 E-book Tak, jak na początku byłam zachwycona serią o Chyłce, tak jak uwielbiałam jej cięte riposty i sposób bycia, tak teraz widzę, że autor zupełnie stracił pomysł na główną bohaterkę. Jej odzywki są infantylne, dialogi między Joanną a Zordonem niczym z Harlequina, i to najgorszego sortu, a do tego autor straszy, że to jeszcze nie koniec!Panie Mróz, trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść! × 1 | link | Przeczytane Kolejna rewelacyjna powieść z cyklu o Chyłce i Zordonie. Niewiarygodna i zaskakująca, wciągająca i irytująca, fascynująca. Trudno określić, co tak działa, ale przykuła mnie do fotela. Chyłka powala swoim zachowaniem, zakończenie... panie Mróz,do Anielki ciężkiej, co pan robi tym swoim bohaterom i nam, czytelnikom. Czekam na ciąg dalszy, bo... co teraz? × 1 | link | Przeczytane Kryminał/ thriller- przeczytane Wydawnictwo Czwarta Strona Przeczytane w 2019 Ehh... sentyment do Chyłki wziął górę i sięgnęłam po kolejna cześć. Fabuła nie powala, mało się dzieje. Przez całą książkę pełno nieodpowiedzeń, aluzji itp. a koniec wcale nie był jakiś wow gdy w końcu zaczęto mówić z sensem o wszystkim. × 1 | link | Przeczytane Mocny początek i właściwie trzyma w napięciu do samego końca × 1 | link | Przeczytane 2019 Kupić Uwielbiam Chyłkę i Zordona :) | link | Zaloguj się aby zobaczyć więcej Cytaty z książki “Dzień, w którym umrzesz, zacznie się tak samo jak każdy inny.” “ Przyznanie się do winy jest królową dowodów.” “Trzeba być sprawiedliwym, choć sprawiedliwości nikt nie chwali.” “Wiesz jak nazywają sie swiadkowie Jehowy po japońsku? (...) Ding Dong” Pozostałe książki z cyklu KasacjaRemigiusz Mróz Wydanie kieszonkowe. Syn biznesmena zostaje oskarżony o zabicie dwóch osób. Sprawa wydaje się oczy... ZaginięcieRemigiusz Mróz Trzyletnia dziewczynka znika bez śladu z domku letniskowego bogatych rodziców. Alarm przez całą noc... RewizjaRemigiusz Mróz Szary człowiek kontra wielka korporacja. Dyskryminacja kontra tolerancja. Chyłka kontra Oryński. Żon... ImmunitetRemigiusz Mróz Najmłodszy w historii sędzia Trybunału Konstytucyjnego zostaje publicznie oskarżony o zabójstwo czło... InwigilacjaRemigiusz Mróz Chłopak, który zaginął kilkanaście lat temu na wakacjach w Egipcie, odnajduje się na jednym z warsza... OskarżenieRemigiusz Mróz Od serii brutalnych morderstw pod Warszawą minęły cztery lata. Sprawcę ujęto, skazano, a potem osadz... O nas Kontakt PomocPolityka prywatności Regulamin © 2022
Poznałam ją jeszcze w ciąży. Była w podobnej sytuacji jak ja, razem przeleżałyśmy cztery miesiące ciąży, nadając przez Internet niemalże 24 na dobę. Do tej pory mamy ze sobą rewelacyjny kontakt. To była jej trzecia ciąża i trzecie dziecko. Pierwsze, mając zaledwie 19 lat pochowała. Na moją prośbę, spisała dla Was swoją historię. Kilka lat temu 1 listopada trafiłam na oddział położniczy. Zapowiadał się piękny słoneczny dzień, jednak w tym dniu umarł dla mnie cały świat. Pierwsza ciąża, nic nie wskazywało na to, co się miało wydarzyć. Co prawda byłam ciągle zmęczona, bolał mnie dołem brzuch… Lekarz twierdził jednak, że to są normalne objawy ciąży. Pod koniec października byłam na wizycie i badaniu USG, gdzie zapewniono mnie, że ciąża rozwija się prawidłowo, a dziecko zdrowo rośnie. Skąd wówczas młoda, 19 letnia dziewczyna, miała wiedzieć jak się czuje kobieta w ciąży? Nie chuchałam na siebie specjalnie, kończyłam szkołę, spacerowałam, sprzątałam. To był 24 tydzień ciąży. 1 listopada od rana bolał mnie brzuch, dlatego zrezygnowałam z wyprawy na cmentarz. Mąż pojechał sam a ja połknęłam Nospę (z zalecenia lekarza, gdyby bolało) i poszłam spać. Obudził mnie silny ból brzucha. Zadzwoniłam po męża, jednak zanim się przedostał przez miasto mnie już bardzo bolało. Wizyta w toalecie i krew. Wiedziałam, że jest źle. Dojechaliśmy do szpitala w 3 minuty, nie patrzyłam nawet na licznik. Co raz więcej krwi. Zanim mnie przyjęli konałam z bólu. Podali mi coś w kroplówce, podejrzewam rozkurczowo. Następnie niemiły ordynator wykonał badanie USG i skomentował tylko tyle, że dziecko nie przeżyje. Odklejało się łożysko, jednak badanie histopatologiczne nic nie wykazało. Dostałam serię kroplówek wywołujących poród. Niestety mój organizm chyba zgłupiał w końcu i nie wiedział co ma robić. Pamiętam tylko straszny ból, łzy i to, że nagle popsuła się pogoda i zaczął padać straszny deszcz. Lekarz strasznie uciskał na brzuch, kolejne badania ginekologiczne były co raz bardziej bolesne. Krzyczałam z bólu, kopałam, gdy on robił wszystko żebym urodziła. Wszystko łącznie z ciągnięciem dziecka, które się zaklinowało w kanale rodnym. Wszędzie coraz więcej krwi. To wszystko to był jakiś horror. Zdecydowali się wykonać cesarkę, gdy ja już opadłam z sił i zaczęłam odpływać. Straciłam bardzo dużo krwi. Pamiętam jak przez mgłę pielęgniarkę, która zapytała jak chcę nazwać synka, że ona go ochrzci. Wyszeptałam imię i odleciałam. Obudziłam się po operacji i zapytałam tylko czy to był naprawdę chłopczyk. Widziałam po minie pielęgniarki, że dziecko nie żyje. Ważył 600 gram. Nikt nie spieszył się z ratunkiem i wykonaniem cesarki wcześniej, mam wrażenie, że od razu skazali mojego synka na śmierć. Nawet gdyby się urodził, nie przeżyłby w maleńkim szpitaliku, w którym nie ma odpowiedniego sprzętu dla wcześniaków. Moja mała kruszynka. Nikt nie dał mi Go nawet zobaczyć, pożegnać się. Pamiętam oczy męża pełne łez, gdy wpuścili go do mnie na salę. On miał szansę zobaczyć nasze dziecko, jednak nie miał odwagi by to zrobić. Nie potępiłam go nigdy za to, bo wiem, że jeszcze nie otrząsnął się po śmierci swojego brata. Ja pragnęłam Go zobaczyć i przytulić ale mi nie pozwolili. Leżałam tam i nic już nie czułam. W sercu i w brzuchu miałam pustkę. Po 3 dniach na wizycie usłyszałam tekst od ordynatora, że mam się cieszyć, ze nie usunęli mi wszystkiego i że jak wrócę za rok w ciąży to wszystko mi wytną. Wpadłam w depresję. Mąż pochował synka na cmentarzu. Po tygodniu, gdy wyszłam do domu pierwsze co zrobiłam to pojechałam właśnie tam. To było moje miejsce na wypłakanie się. Jeździłam tam po każdej kłótni z mężem, lub gdy po prostu było mi źle. Bywały dni, że nie miałam ochoty jeść i z nikim rozmawiać. Pomimo wsparcia ze strony męża, długo dochodziłam do siebie. Po 2 latach pragnęłam znowu mieć dziecko. Pragnęłam wypełnić pustkę w moim sercu. I choć cholernie się bałam, całą ciążę leżałam a każda wizyta w toalecie przypominała mi tamte chwile, to udało się urodzić zdrowego chłopczyka- wcześniaka, który urodził się w 32/33 tc. Kilka lat później urodziła się jeszcze córeczka. Teraz już wiem, że diagnozą była niewydolność szyjki, na którą cierpiałam w każdej ciąży. Niestety nikt przy pierwszej ciąży tego nie zauważył. Dziś kupuję białe kwiaty, znicz i wiozę mojemu małemu Aniołkowi. Nigdy nie zapomnę tego, co przeszłam i nie potrafię zrozumieć ani pogodzić się z bezdusznością personelu tego szpitala. matka-nie-idealna Matka Nieidealna. Pisząca z dystansem do macierzyństwa i nutką autoironii. Wszystko co przeczytasz na blogu pisane jest z małym przymrużeniem oka.
Jak można być tak niezadowolonym, kiedy ktoś życie Ci ratuje? #chyłka #chyłkaoskarżenie #playerpl #chyłkaplayerpl #chyłkaoskarżenieplayerpl
Sklep Audiobooki i Ebooki Audiobooki Kryminał, sensacja, thriller Wszystkie formaty i wydania (4): Cena: Oferta : 39,90 zł 39,90 zł Produkt cyfrowy Opłać i pobierz Najczęściej kupowane razem Opis Opis Minęło kilka miesięcy, od kiedy Joanna Chyłka uciekła z kraju. Ślad po niej zaginął i mimo że wystawiono za nią Europejski Nakaz Aresztowania, służby nie potrafią odnaleźć żadnego tropu. Przez cały ten czas nie skontaktowała się z nikim w Polsce i nawet Kordian nie wierzy już w to, że Chyłka kiedykolwiek znajdzie sposób, by nawiązać z nim tymczasem przyjmuję sprawę człowieka, który wybudził się po półtorarocznej śpiączce w klinice. Ukrainiec, Witalij Demczenko, jest oskarżony o to, że wtargnął do jednej z restauracji na Powiślu i zastrzelił trzy osoby. Motywu nigdy nie ustalono, nie udało się też odnaleźć narzędzia zbrodni ani świadków. W dodatku Witalij nie pamięta niczego, co wydarzyło się przed tym, zanim znalazł się w stanie wegetatywnym. Pamięta jedno: że ma dla Oryńskiego wiadomość od Chyłki. Dane szczegółowe Dane szczegółowe Tytuł: Ekstradycja. Joanna Chyłka. Tom 11 Seria: Joanna Chyłka Autor: Mróz Remigiusz Lektor: Gosztyła Krzysztof Wydawnictwo: Czwarta Strona Język wydania: polski Język oryginału: polski Data premiery: 2020-03-26 Rok wydania: 2020 Format: MP3 Liczba urządzeń: bez ograniczeń Drukowanie: nie dotyczy Kopiowanie: nie dotyczy Indeks: 34907016 Recenzje Recenzje Inne tego autora Popularne w tej kategorii11 tis. views, 63 likes, 16 loves, 18 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from TVN: Kim tak naprawdę jest Fahad?! Odpowiedź na to pytanie poznacie już dziś w FINAŁOWYM ODCINKU serii "Chyłka -Chyłka-Oskarżenie: Chyłka i Kordian przyjeżdżają do siostry Baumana Plan Langera Juniora powiódł się - Chyłka straciła dziecko. Kordian postanawia zemścić się na Langerze. Junior nie odpuszcza, odwiedza prawniczkę przynosząc bukiet róż. Prawniczka, pomimo wielkiej straty, postanawia kontynuować sprawę Tesarewicza. Legenda solidarności postanawia wyjawić prawdę. Dlaczego przyznał się do fałszywych oskarżeń? Zobacz, co się wydarzyło w finałowym odcinku Chyłki-Oskarżenia! OGLĄDAJ SERIAL W >>> Chyłka budzi się w szpitalu. U jej boku czuwa Kordian. Prawniczka, mimo swojego stanu, nie zamierza zostać pod opieką lekarzy. Oryński zabiera ją do domu, ale Chyłka daje jasno do zrozumienia, że chce zostać sama. Niespodziewanie odwiedza ją Langer. Po powrocie do kancelarii Chyłka konfrontuje się z Żelaznym. Informuje go, że wie o trwającym od lat tuszowaniu przez niego spraw Langera. Prawniczka żąda przywrócenia Kordiana do firmy. Żelazny odmawia, mówiąc, że nie da się go zaszantażować. Zordon postanawia spotkać się z ojcem przed rozprawą w sądzie. Wyjawia mu całą prawdą o śmierci matki. Chyłka, sezon 5: Najlepsze fragmenty 6. odcinka!
- Оዕ οжωգеሏед кроп
- Ифጺс ωнዥшеκочα иջեφըпрኢκ
- Ζ ዱሱпиኼըглቯ
- ጧме орጠдипθς
- Хуβανоጱ ихрθթኢտε ትτоб
- ԵՒ уዟиፎι
- Ξарюናеη оսуժуσዟпጣհ
Wczesne lata 90. to nie były dobre czasy dla kobiet po stracie. Nikt mamy do niczego nie przygotował, nikt jej nie powiedział, jak to będzie. Kiedy zaczęłam szukać bohaterów, którzy chcieliby się podzielić swoimi historiami, okazało się, że jest ich bardzo wielu. Niektórzy z nich sami stracili dzieci, inni usłyszeli to od rodziców, jeszcze inni wiedzieli, ale nigdy o tym nie rozmawiali. Sama nie miałam w sobie na tyle odwagi, żeby z każdą osobą spotkać się osobiście. Zaproponowałam kontakt mailowy, żeby nie naruszyć pewnej granicy intymności i prywatności. Tak dotarłam do trudnych i wzruszających opowieści. "Nikt mi nigdy nie powiedział" Od zawsze na wszystkich świętych jeździliśmy na jego grób. Nikt mi nigdy nie powiedział, jak to się stało. Kiedyś zapytałam mamy, powiedziała z oburzeniem: "po co wracać do takich okropnych rzeczy?". Brakowało mi zwykłej i szczerej rozmowy. Nie chciałam rozgrzebywać starych ran, ale poznać doświadczenie moich rodziców. Wiem tylko, że coś poszło nie tak, mój młodszy o dwa lata braciszek urodził się martwy. Nie pamiętam pogrzebu, bo byłam za mała. Nie wiem, czy ktoś jeszcze w rodzinie o tym wie. Miałam taki czas, że modląc się wieczorami, próbowałam z nim rozmawiać. Myślałam sobie, że jeżeli jest w Niebie, to na pewno mnie usłyszy. Może kiedyś coś odpowie? Potem zaczęłam do niego jeździć, nie tylko w listopadzie. Zwykle zostawiałam mu różę i zwykłego znicza. Ale nie to było najważniejsze, liczył się dla mnie przede wszystkim wspólny czas. Opowiadałam mu wtedy, co się u mnie dzieje, co się zmieniło, jakby to było, jakby był z nami. Nie czuję ciężaru, bardziej jestem ciekawa, jak mu Tam jest i jak to będzie, kiedy się spotkamy. "To wasz brat i siostra" Mojej mamie zmarły bliźniaki, były dwa lata młodsze ode mnie. Od zawsze chodziliśmy na ich grób, mama mówiła, że to nasze rodzeństwo, nasz brat i nasza siostra. Chłopczyk zmarł w pierwszej dobie, a dziewczynka w drugiej dobie po porodzie. Pielęgniarki zdążyły nadać chłopcu imię Michał, a dziewczynkę mama sama nazwała Agnieszka. Jak byłam mała, to często mówiłam, że szkoda, że ich nie ma, bo nie mam się z kim bawić. Jednego razu mój starszy brat powiedział mi, żebym przestała tak mówić, bo rodzicom jest przykro, więc przestałam. Mama zawsze powtarzała "Bóg dał, Bóg zabrał". Teraz, kiedy o tym myślę, wiem i wierzę, że mam siostrę i brata w Niebie. Czasem myślę o tym, jakby wyglądali i czym by się zajmowali. Wierzę w to, że kiedyś ich spotkam i, mam nadzieję, poznam. "Trzeba żyć tak, żeby się Tam z nim spotkać" To było nasze pierwsze dziecko. Jeszcze w 12. tygodniu biło mu serduszko, niestety w 17. już nie. Zaraz po tej informacji zadzwoniliśmy do naszych rodziców i zaprzyjaźnionego księdza. Wiele osób czekało z nami na Gabrysia, stopniowo informowaliśmy o tym, że już go z nami nie ma. Dużo o tym mówiłam, to mi pomagało. Moja mama też kiedyś straciła dziecko, od razu przyjechała do mnie, nie rozmawiałyśmy wiele, ale to nas bardzo do siebie zbliżyło. Ksiądz powiedział nam dwie rzeczy. Może to był najlepszy czas na odejście Gabrysia, może czekały na niego zagrożenia zdrowotne lub duchowe i lepiej było, żeby od razu poszedł do Nieba? Potem dodał: teraz trzeba żyć tak, żeby się z nim Tam spotkać. Wtedy będę mogła go przytulić. Właśnie to było dla mniej najsmutniejsze - jestem mamą, ale dziecka, którego nie mogłam przytulić. Ta sytuacja pokazała nam, ilu mamy wspaniałych ludzi wokół siebie i to, że razem z mężem radzimy sobie w trudnych sytuacjach, że mogę na nim polegać. Zrozumiałam, że nasze dokładne planowanie na nic się zdaje. Życie dziecka jest nam dane, a my mamy je należycie przyjąć, a nie zadecydować o jego stworzeniu. "O śmierci należy mówić, bo to część życia" Wszyscy w rodzinie wiedzieli, że będziemy mieć kolejne dziecko, byłam w 20. tygodniu ciąży i wszystko przebiegało prawidłowo. Mieliśmy już dwie córeczki: siedmioletnią Martę i roczną Łucję. W nocy trafiłam do szpitala, w którym urodziła się Dominika. Jacek, mój mąż, powiedział Marcie, że jestem w szpitalu i że dzidziuś umarł. Kiedy wróciliśmy do domu i tak zapytała "gdzie dzidziuś?". Powtórzyłam jej to samo, rozpłakała się. Myślę, że to było dla niej za trudne, jednego dnia czekała na narodziny, a kolejnego już nie było kogoś, na kogo czekała. Obie dziewczynki uczestniczyły w pogrzebie. Dzisiaj cieszą się, że mają siostrę w Niebie i że ona za nimi oręduje. Myślę, że o śmierci należy mówić, bo to część życia. Czy da się na to przygotować? Nie, zawsze liczy się na cud. Kiedy jechałam do szpitala, rozsądek mówił mi, że to się źle skończy, ale równocześnie miałam nadzieję na cud. Ze stratą Dominiki pogodziłam się dopiero po latach. Uwierzyłam, że to nie moja wina. W Łagiewnikach raz w miesiącu jest odprawiana msza święta za rodziców nienarodzonych dzieci. Podczas modlitwy odczytywane są imiona i daty narodzin i śmierci dzieci oraz imiona ich rodziców. Tam się z nią pożegnałam. Wszystko ma swój czas. "W tamtych czasach nie mówiło się o takich rzeczach" Dowiedziałam się o tym, że mama straciła dziecko, jak już byłam dorosła. To był specyficzny dla mnie moment, ponieważ sama bardzo chciałam mieć wtedy dzieci. Ta historia nie była łatwa. Wczesne lata 90. to nie były dobre czasy dla kobiet po stracie. Tacie nie pozwolono zabrać ciała. Nikt mamy do niczego nie przygotował, nikt jej nie powiedział, jak to będzie. Ona bardzo czekała na to dziecko, bardzo się cieszyła. Nie rozumiała, dlaczego poroniła. Ogromnie mi jej żal. Sama jestem mamą i kiedy myślę o tym, że mogłabym stracić swoje dzieci, moje serce umiera. Często się tego boję. W tamtych czasach nie mówiło się o "takich rzeczach", dlatego wiem, że ta rozmowa po latach była dla niej trudna. Przykro mi, że nigdy nikomu o tym nie mówiła. Bardzo chciałabym moją siostrę przytulić. Wiem też, że mamie jest przykro, że nie ma jej grobu, który by mogła odwiedzać. Po tej stracie nie miała dzieci przez 5 lat. Kiedy myślę o mojej siostrze, to bardzo mnie wzrusza to, że ona czeka na mnie w Niebie. Smuci mnie to, że nigdy nie mogła się przytulić do naszych rodziców, że nie mogła się z nami bawić i dorastać. Nie ma jednej odpowiedzi Kiedy poznałam te historie, przekonałam się o tym, że nie ma jednej, właściwej odpowiedzi. Kiedy powiedzieć albo czy w ogóle powiedzieć? Jak to zrobić tak, żeby nasze dziecko spokojnie to przyjęło? Myślę, że w tych wszystkich pytaniach trzeba na spokojnie zacząć od siebie. Jak ja chcę przeżyć tą żałobę? Czego w tym momencie potrzebuję? Dopiero później możemy zatroszczyć się o innych. Myślę, że potrzebujemy właśnie takiej zmiany myślenia. Zanim zaczniemy myśleć o innych, zastanówmy się nad sobą. Dajmy sobie czas, oddech, przestrzeń, w których posłuchamy siebie. Dzięki temu będziemy mogli zadać sobie wiele pytań, szukać odpowiedzi, przemyśleć, a przede wszystkim przeżyć to, co najważniejsze i najtrudniejsze. Julia Bondyra - dziennikarka i redaktorka portalu prowadzi autorskiego bloga
👩⚖️Oglądaj "Chyłkę -Oskarżenie" w poniedziałki o 21:35 w TVN oraz w Playerze 👉 https://player.pl/playerplus/seriale-online/chylka-odcinki,15976
Chciałabym aby w tym miejscu osoby które doświadczyły straty dziecka mogły napisać jakie reakcje ludzi były dla nich denerwujące po tym co się stało, a jakie wręcz przeciwnie Czego oczekiwały i nadal oczekują od znajomych przyjaciół czy rodziny Mam nadzieję że z jednej strony przełamie to wiele stereotypowych sytuacji z którymi spotykamy się po śmierci naszych dzieci a które nas drażnią Z drugiej mam nadzieję że będzie też pomocne dla tych którzy nie wiedza jak się zachować i co powiedzieć gdy ktoś z otoczenia starci ukochane dziecko
Kiedy pomyślę, że coś mogłoby się stać mojej córce, to aż mną całym trzęsie. Od razu odganiam od siebie takie mentalne scenariusze. Bo one są nie do ogarnięcia, nie do przetrawienia. Są straszne i paraliżujące. Wysysają ze mnie życie, chociaż realnie nic się przecież złego nie dzieje. W takich chwilach spoglądam na Tośkę, czując olbrzymią ulgę i wdzięczność losowi i Bogu za to, co mi się przytrafia. Bo wiem, że są wśród nas mamy i ojcowie, którzy stracili swoje dzieci. W swoim życiu spotkałem kilka takich osób. Wtedy jeszcze sam nie byłem rodzicem, więc wierzyłem, że czują olbrzymi ból i stratę, ale nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Teraz w jakimś stopniu potrafię i czasami zastanawiam się, co bym im powiedział, jakbym się zachował, gdybym jeszcze raz spotkał ich na swojej drodze. Do niedawna byłem w tym kompletnie zagubiony. Aż natrafiłem na szczere wyznanie pewnej Kanadyjki, Jenny, która jest mamą małej córeczki. Niestety wcześniej poroniła trzykrotnie, w tym dwa razy ciążę bliźniaczą. Do pewnego stopnia ciągle nosi w sobie żal do świata za to, co się jej przytrafiło. Jednocześnie zdecydowała się o tym mówić i przede wszystkim poradzić tym wszystkim, którzy spotkają na swojej drodze rodziców pogrążonych w żałobie, jak możliwie najlepiej się zachować. Słowa mają wielką moc. Każdy z nas doświadczył mocy słów. Tych, które przeraźliwie ranią, tych które inspirują a nawet takich, które leczą. W przypadku straty tak bolesnej, jak śmierć dziecka, trudno znaleźć właściwe słowa. I właśnie to niedopasowanie słów pogłębia i tak głębokie już rany. Jenny jednak empatycznie dostrzega, że za wieloma bolesnymi słowami stoją przecież dobre chęci. Niemniej, jak mówi przysłowie, dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło. Dobre chęci to często za mało. Poniżej znajdziecie słowa, które pomagają i takie, które ranią. Listę prezentuję bezpośrednio za Jenny, ale pozwoliłem sobie również na osobiste komentarze. Mów: Jest mi przykro z powodu Twojej mów: Jest mi przykro z powodu Twojej straty. Przynajmniej wiesz, że możesz zajść w ciążę. Mama w żałobie, która usłyszałaby taki komentarz, cierpiałaby niewymownie. W końcu zajście w ciążę nie gwarantuje donoszenia dziecka. A to właśnie donoszenie ciąży jest w tym wypadku prawdziwym problemem, a nie jego poczęcie. Jak komentuje Jenny, przypominanie jej o tym, że była płodna, prowadziło tylko do interpretacji, że jej ciało było bardzo skuteczne w wykańczaniu ciąż. Jest jeszcze kwestia partykuły przynajmniej. Kiedy mówimy o stracie, nie ma miejsca na żadne przynajmniej. To nic innego, jak pomniejszanie straty, z której NIC w momencie żałoby pozytywnego nie wynika. A zestawienie jej z okolicznościami jeszcze bardziej dramatycznymi nie zmieni wiele w odczuwaniu mamy. Dla niej czara bólu już jest wypełniona po brzegi i nie zmieści się tam nawet jedna kropla goryczy więcej. W rodzicielskim trudzie pomaga mi i tysiącu innych rodziców pełne szacunku podejście RIE. Jeśli zastanawiasz się, jak to podejście działa w praktyce, dołącz do grupy rodzicielskiej Rodzice RIE, gdzie aktywnie pomagamy sobie rozwiązywać codzienne wyzwania. Mów: Jest mi przykro z powodu Twojej mów: Pociesz się wiedząc, że taki był plan Boży. Przywołanie Boga w takiej chwili jest bardzo kontrowersyjne, szczególnie dla osób, które w Niego wierzą. Bo jak tu nie pomyśleć w takim momencie, jak Jezus cierpiący na krzyżu: “Boże, czemuś mnie opuścił?!?” Jenny była wściekła i kwestionowała fakt, że Bóg doświadczył ją w tak okrutny sposób. Dlaczego jednego dnia dał jej błogosławieństwo nowego życia, żeby zabrać je niedługo później? Słysząc od religijnych członków rodziny komentarze, żeby zaufała planowi Boga, czuła się przytłoczona i oszukana. Dlaczego to ONA została wybrana, żeby tak strasznie cierpieć? Mów: Jest mi przykro z powodu Twojej mów: Lepiej, że tak się stało. Z pewnością z dzieckiem musiało być coś bardzo nie tak. Poronienia często przydarzają się z niewyjaśnionych powodów. W przypadku Jenny problemem była budowa jej macicy. Tak więc jeśli już mówić, że z kimś było coś nie tak, to w tym przypadku z mamą, a nie z dziećmi. Niemniej, jeśli nawet przyczyną poronienia są uwarunkowania genetyczne, to ciągle mówimy przecież o stracie dziecka. Dla Jenny, jak i podejrzewam dla większości mam, strata dziecka nigdy nie będzie ok, nawet jeśli płód byłby bardzo obciążony genetycznie. Mów: Jest mi przykro z powodu Twojej mów: Wiem, jak się teraz czujesz. Straciłem psa, który był dla mnie jak dziecko. Chcecie poznać mój osobisty komentarz do powyższego? No żesz kurwa mać! No nie wytrzymam! Co to za debil mógł tak powiedzieć? W pierwszej chwili uruchomił mi się stereotyp mało inteligentnych mieszkańców USA, ale potem przypomniałem sobie, że ta historia wydarzyła się w Kanadzie, do której mam duży pozytywny sentyment. Uuuf, muszę odetchnąć… Jak bardzo nie kochalibyśmy naszych zwierzaków i nie nazywali ich nawet członkami rodziny, to Jenny (a ja wraz z nią) uważamy, że strata pieska i strata dziecka to po prostu nie jest to samo. Naturalnie intencje komentującego z pewnością były pozytywne i raczej nie chodziło tu o porównywanie strat. To była nieudolna próba empatii. Taka może w stylu ministra Waszczykowskiego, że nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać… Twój partner jest zaangażowanym tatą? A może Ty nim jesteś? Jest miejsce w sieci, które inspiruje do lepszego ojcostwa w doborowym towarzystwie. Poleć swojemu facetowi lub sam* dołącz do grupy Lepszy Tata na FB.*Grupa tylko dla facetów. Przepraszamy wszystkie panie! Mów: Jest mi przykro z powodu Twojej mów: Będziesz miała kolejne dziecko i to ukoi Twój ból. Jenny dzieli się tu niezwykłą obserwacją. Początkowo wierzyła, że tak może być. Że dziecko, które urodzi któregoś dnia, pomoże jej załagodzić wcześniejsze cierpienie. Nic bardziej mylnego. Wspomnienia o stracie nie odeszły. Żyjąca córeczka Margs często przypomina Jenny o dzieciach, które nigdy się nie narodziły. Jakie by były? Czy podobne do Margs? Czy cieszyłyby się z podobnych rzeczy? Jakie miałyby charaktery? Każde dziecko jest wyjątkowe, ukochane i niepowtarzalne. Dlatego urodziny nowego dziecka nie mogą wypełnić straty po Maleństwie, które odeszło. Mów: Jest mi przykro z powodu Twojej mów: Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Jenny słyszała taki komentarz najczęściej ze wszystkich. Właśnie ten. Myślę, że my, ludzie, potrzebujemy poczucia jakiegoś porządku i sensu. To musiało się zdarzyć z jakiegoś powodu, bo przecież inaczej zbyt trudno byłoby nam zrozumieć tak wielkie cierpienie i stratę. To mi przypomina inną, jeszcze bardziej drastyczną interpretację. Skoro tak się stało, to widocznie ona (mama) na to zasłużyła. Straszne. To przecież nic innego, jak z ofiary zrobić oprawcę. A tymczasem moim i Jenny zdaniem nie ma uzasadnionego powodu, który sprawiłby, że strata dziecka stałaby się w porządku. Strata dziecka nigdy nie jest w porządku. Nigdy. Jak pocieszyć rodziców w żałobie. Kilka ogólnych rad od Jenny. Mów tylko Jest mi przykro. Tylko tyle można w takiej sytuacji bierz na siebie obowiązku pocieszenia rodziców. Nie jesteś w stanie tego zrobić. Wystarczy, że uznasz ich stratę i żałobę. Ty nic tu nie w żałobie zarówno mamie jak i tacie. O ojcach często zapomina się w przypadku poronień. A oni też pomoc, jeśli możesz. Ugotuj coś, pomóż w zakupach albo zajmij się starszymi dziećmi. Każdy gest będzie bardzo czas rodzinie. Strata dziecka jest niewiarygodnie trudna i dużo czasu zajmuje powrót do normalności. Twój przyjaciel lub członek rodziny prawdopodobnie już nigdy nie będzie tym samym człowiekiem, ale w końcu odnajdzie jakąś stabilizację emocjonalną. Bądź cierpliwy – rodzice po stracie dziecka przeżywają jedno z najbardziej traumatycznych doświadczeń, które mogą być dane człowiekowi. Jestem wdzięczny Jenny za to wyznanie, bo oswoiło mnie bardziej z całą sytuacją. Bez wątpienia ludzie w cierpieniu potrzebują wsparcia i pomocy. Niemniej ważne jest, żeby wiedzieć, jak jej można udzielić. A jak wielokrotnie się sam już przekonałem, jeśli nie wiadomo co powiedzieć w obliczu cierpienia innego człowieka, lepiej nie mówić nic. Czasami gest, uścisk dłoni czy objęcie jest warte więcej niż jakiekolwiek słowo. Co myślicie o tych radach? Co byście zmienili, dodali, co budzi Waszą wątpliwość? Nazywam się Tomasz Smaczny. Rodzicielstwo w duchu RIE (raj) to mój smaczny sposób na życie. Wspieram mamy i tatów w podejmowaniu najlepszych decyzji dotyczących wychowania swoich pociech. Żebyś jako rodzic miał więcej frajdy, spokoju, luzu i spełnienia. Robię to w oparciu o nurt rodzicielski RIE (czytaj: raj), który jako pierwszy konsekwentnie promuję publicznie w Polsce, oraz o wieloletnią praktykę coachingową. Sam jestem tatą pięciooletniej Tosi i doskonale wiem, że dużo łatwiej jest mówić niż robić. Dlaczego to robię? Przeczytaj moją historię...Czy wiecie, jak pomóc rodzinie, która przeżywa traumę po stracie najbliższego członka rodziny, który odebrał sobie życie? Polecam wam książkę, którą ostatnio przeczytałam "Życie mimo wszystko. Rozmowy o samobójstwie". Dzięki niej dowiecie się jak reagować na kogoś, kto jest na ostatniej prostej do odebrania sobie życia.
Z punktu widzenia psychologa nie ma to najmniejszego znaczenia, na jakim etapie ktoś traci ciążę. Tylko w taki schemat myślenia wpadamy, że jakby to było później, byłoby gorzej - mówi Joanna Piątek-Perlak, psycholog okołoporodowy. ks. Krzysztof Porosło: Pracuje pani w szpitalu. Joanna Piątek-Perlak: Tak. W szpitalu i we własnym gabinecie – to są dwa moje miejsca pracy. W szpitalu na oddziale neonatologicznym. To jest ośrodek o trzecim stopniu referencyjności. Czyli do nas trafiają noworodki w najpoważniejszym stanie. Skrajne wcześniaki, dzieci bardzo ciężko chore. I na Śląsku jesteśmy jednym z największych szpitali, które leczą takie dzieci. Tam też dzieci umierają. I to pewnie dość często. Dość często. Chociaż mamy takie stwierdzenie, że dzieci do nieba idą trójkami – i to się niestety sprawdza. Gdy odchodzi jedno dziecko, wiemy, że nie chce być samotne, i zazwyczaj w ciągu kilku dni odchodzą kolejne. I to tak rzeczywiście jest, zadziwiające, ale to prawda. Dlaczego zdecydowała się pani na taką specjalizację? Temat odejścia dziecka jest bardzo trudny i chyba mało kto chce go podejmować w pracy. I ksiądz go podejmuje. W 2013 roku byłam w ciąży. Ciąży zdrowej. Do połowy ciąży wszystko przebiegało książkowo. A później zaczęło się dziać coś bardzo złego. Moja ciąża przestała się rozwijać, córka nie rosła. Okazało się, że mam nadciśnienie indukowane ciążą, chorobę, która może doprowadzić albo do śmierci matki, albo do śmierci dziecka. Lekarze walczą tak naprawdę o życie dwóch osób. Zuzia urodziła się jako skrajny wcześniak, w dwudziestym ósmym tygodniu, ważąc bardzo malutko, bo tylko pięćset gramów. Przebywała na OIOM-ie, na którym w tym momencie pracuję, zmarła po pięciu tygodniach. W trakcie tych doświadczeń – i ciąży, i pobytu na oddziale, a następnie żałoby po córce – poczułam to wszystko, co przechodzą wszyscy rodzice w podobnej sytuacji. Będąc na oddziałach, widziałam ogromną samotność ludzi, ogromny wstrząs, jakiego doświadczają, bezduszność systemu. OIOM jest niedostępny tak naprawdę dla rodziców. Tak, OIOM, na którym walczy się o życie, to jest coś strasznego. A OIOM dzieci, gdzie rodzice mogą tylko na chwilę podejść do inkubatora, jest nie do opisania. To jest nie do przeżycia. A ja – jako psycholog – siedzę na kanapie, przeżywam swoją własną tragedię i przeżywam odchodzenie własnej córki, a przy okazji widzę to wszystko. To jest mniej więcej początek tej historii. Bo potem przeszłam przez swoją żałobę. Widziałam też, jak system nie pomaga tak naprawdę nikomu. Spodziewałam się kolejnego dziecka, synka Tadeusza. I wtedy już wiedziałam, co chcę robić, bo pod sam koniec mojej ciąży na oddział, na którym miałam rodzić, przyszła dziewczyna do martwego porodu w trzydziestym ósmym tygodniu. Słyszałam jej płacz, jej histerię. Za ścianą w zasadzie. Walczyłam z sobą: iść czy nie iść, porozmawiać z nią? Poszłam. Do tej pory mamy kontakt. Jej córeczka to była Kalinka. Od tego się zaczęło. Nabrałam przekonania, że umiem to robić – umiem rozmawiać o śmierci. Wiem jak, bo byłam po drugiej stronie. Zajmowałam się Tadkiem i po kilku miesiącach stwierdziłam, że czas najwyższy coś zrobić. Zaczęłam od jednego pana doktora ginekologa, któremu tłukłam do głowy, jakie to jest ważne i trudne. Potem zwróciłam się do pani ordynator na oddziale, na którym była moja córka. I tak historia zatoczyła koło, wróciłam na oddział, na którym lekarze walczyli o życie mojej Zuzi. Mam poczucie, że robię coś, co jest ważne. Po prostu. Wiem, że to jest ważne. Wiem. Mnie nikt nie odmówi. Czasem dochodzi do sporów pomiędzy mną a lekarzami, bo mówią coś, czego mówić nie powinni, albo są zbyt brutalni. Jestem rzeczniczką rodziców. I takie mam poczucie, że moja żałoba nie tylko się zamknęła, ale wręcz się domknęła robieniem czegoś ważnego. I zawsze sobie i wszystkim rodzicom powtarzam, że śmierć dziecka jest zła, jest niesprawiedliwa. Dziecko nigdy nie powinno umierać. Nikomu nie powinno się to zdarzyć. Ale jak się zdarza, to albo zostaniemy przy tym, że to jest złe i niesprawiedliwe, albo przekujemy zło w coś dobrego. I ja dostałam coś dobrego. Tak po prostu. Zresztą to nie jest tylko moja misja. Ona jest nasza wspólna, moja i Zuzi. Dlatego to robię. Mówię to ze wzruszeniem, chociaż minęło siedem lat. Gdyby ta rozmowa odbywała się pół roku po śmierci córeczki, nie byłabym w stanie wydusić słowa, zalewałabym się łzami w spazmach szlochu. Po siedmiu latach mówię, i to też zresztą powtarzam wszystkim rodzicom: to nie jest tak, że my zapomnimy. Nauczymy się z tym żyć, nauczymy się o tym mówić. Ale to zawsze zakłuje – niemożliwe, żeby nie zakłuło. Nadzieja przychodzi z czasem. Kiedy przychodzą do mnie do gabinetu pacjenci i są totalnie rozsypani, szlochają, nie potrafią rozmawiać, to zawsze mówię, że na początku płaczemy. Czasem płaczę z nimi, bo się też z nimi wzruszam. I zawsze im mówię, że jeszcze się kiedyś uśmiechną. Gdy będziemy rozmawiać ze sobą po kilku miesiącach, czasem po roku, to nawet powitamy się z uśmiechem. I będziemy umieli rozmawiać na ten trudny temat, ale będzie nam lżej. To taka ważna droga. To rzeczywiście coś wyjątkowego, żeby przejść z etapu swojego własnego dramatu utraty dziecka i z żałoby, która z tego wynika, od własnych łez, do etapu pomagania innym. Do słuchania tych historii, które za każdym razem uruchamiają własne wspomnienia. Chyba nie da się tego uniknąć… Nie, to tak nie działa. Niektórzy myślą, że ja za każdym razem przypominam sobie swoją Zuzię i swoją stratę. Absolutnie nie. Za każdym razem, kiedy rozmawiam z jakimś człowiekiem, to widzę człowieka pogrążonego w cierpieniu. I zastanawiam się, co ja mogę dla niego zrobić. Zastanawiam się, czego potrzebuje, a wiem, o co może bać się zapytać. Chociażby o etap pożegnania z dzieckiem. Rodzic nie wie, że może się z dzieckiem pożegnać. Czy może dotknąć, czy może je przytulić. Jest w totalnym szoku. To naszą rolą – osób, które towarzyszą przy tej stracie, towarzyszą przy pożegnaniu – jest powiedzieć: „Możesz, nie bój się. Połóż rękę, pogłaszcz po główce”. Osoba, która właśnie straciła dziecko, jest w szoku, ma pustkę w głowie. Jeżeli w ogóle nie damy jej szansy na pożegnanie, nie zapytamy się, czy tego chce, i nie zasugerujemy, że może to zrobić, to ona przyjdzie kiedyś do takiego psychologa jak ja albo do jakiegokolwiek innego, zapuka i powie: „Co ze mnie za matka? Ja się nie pożegnałam, ja nie spojrzałam, ja nie dotknęłam”. I to jest właśnie moja rola. Pomóc. Moi rodzice siedzieli na korytarzu, gdy towarzyszyłam umierającej córce. Nie wiedziałam, że mogę zapytać lekarza, czy babcia i dziadek mogą wejść. Byłam tak przerażona i tak się trzęsłam, że nie wiedziałam nic. Nie miałam pojęcia, że mogę wziąć córeczkę na ręce. Więc teraz zawsze pytam. O babcię, o dziadka, czy są, czy chcieliby wejść. Wprowadzam ich, pozwalam im się wszystkim pożegnać. Gdy mam cierpiącą kobietę, to pytam ją, czy nie chciałaby wziąć dziecka na ręce. Mnie o to nikt nie zapytał. W większości przypadków jest tak, że rodzice tego wszystkiego chcą, tylko nie wiedzą, że mogą o to zapytać. A w tym czasie, kiedy pani przeżywała swoją stratę, był ktoś, kto pani pomógł, czy została pani z tym wszystkim sama? Zostaliśmy sami, mąż i ja, i wzajemnie się wspieraliśmy. Nie chciałabym teraz źle mówić o swoich bliskich, bo nas wspierali, jak potrafili, ale przecież nikt nie wie, jak w takiej sytuacji pomóc. Mąż jest psychologiem. Nie wiem, na ile pomogło nam wykształcenie. Mąż próbował dla mnie znaleźć psychologa, ale ja wtedy nie chciałam takiej pomocy. Chociaż sama pani jest psychologiem. To prawda. W sumie nie wiem dlaczego. Chyba dlatego, że nie potrafiłam mówić. Tak mocno zamykałam się w swojej stracie, że bardzo chciałam o tym mówić, ale nie umiałam. Kobiety, które do mnie przychodzą, często są w stuporze – osłupieniu wynikającym z silnego bodźca zewnętrznego – i też nie potrafią mówić. Ja je tego uczę. Uczę mówić o stracie. Uczę, że mają prawo mówić, że mają się nie wstydzić mówić o tym, co czują. Daję przestrzeń, żeby inni mogli mówić o swoim cierpieniu. Moja historia jest podobna. To, że zająłem się tematem dzieci utraconych, też wynika z osobistego doświadczenia. Moja siostra poroniła i zwróciła się do mnie po pomoc. Pytała, co ma w tej sytuacji robić. Nie umiałem jej pomóc, nie wiedziałem… Bo tego się nie wie. Tego też w seminarium nie uczą. Zacząłem szukać pomocy dla siostry i z przerażeniem odkryłem, jak mało my, księża, wiemy na temat dzieci utraconych. Na temat procedur, tego, do czego rodzice mają prawo, jak to wszystko zorganizować. Starałem się jak najdokładniej zgłębić temat. A potem to już lawinowo poszło. Kolejne osoby zaczęły mnie sobie polecać jako księdza, który potrafi pomóc w tej sytuacji. Pewnie podobnie to wygląda w świecie psychologów. Psychologów zajmujących się tematem dzieci utraconych jest mało albo w ogóle się nie wie, że są. Zauważył ksiądz, że w seminarium tego nie uczą. Na psychologii też nie. Nie uczono nas, czym jest śmierć i jak o śmierci powinno się mówić. I jak się w ogóle ze śmiercią pracuje. Teoria – definicja śmierci i to, w jaki sposób ona może działać na człowieka – oczywiście była. Mówiliśmy, w jaki sposób człowiek może funkcjonować po śmierci mamy, bliskiej osoby, małżonka. Ale dziecko? To temat tabu! Dopiero w pracy zdałam sobie sprawę, że przez pięć lat studiów nie padło słowo na temat śmierci dziecka. Kompletnie nic. Zero. My jako psycholodzy nie wiemy, co możemy powiedzieć. I to jest okrutne, bo nie wiemy, co się mówi w obliczu śmierci. Nie wiemy, że się powinno powiedzieć: „Przykro mi”, że to jest naturalne, że nic złego się wtedy nie dzieje. W obliczu śmierci w zasadzie nie wiadomo, co powiedzieć. My, specjaliści, też tego nie wiemy. Reakcje księży są najczęściej dwojakie. To znaczy prawie zawsze się to wiąże z niekompetencją. Ale można to zrobić jeszcze empatycznie albo nieempatycznie. Tak właśnie jest. Ja akurat mam to szczęście, że w rodzinie mam dwóch wujków księży. Mama do nich zadzwoniła i oni wszystko zorganizowali. Zresztą dobrze się czułam, że to wujek żegna moje dziecko. To było takie rodzinne. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, jak by wyglądała sytuacja, gdybym musiała się zwrócić do obcego kapłana. Jaki ten świat byłby jeszcze bardziej niedostępny. Wracając jednak do żałoby po stracie dziecka: czy według pani to ma znaczenie, na którym etapie ciąży się traci dziecko? Czy przed narodzinami, czy po narodzinach? Proszę sobie wyobrazić, że udzieliłam już bardzo wielu wywiadów na ten temat i to pytanie zawsze pada jako pierwsze! Wie pani dlaczego? Nie wiem! Jestem przekonany, że to dlatego, że rodziny, które próbują pomóc, najczęściej bagatelizują sprawę. Dokładnie tak! „Ale to nie ma znaczenia”, „To za wcześnie”, „O co ci chodzi?”. Więc my chyba też dlatego pytamy, próbujemy ocenić, czy to ma znaczenie czy nie. Tyle że my sami, zadając to pytanie, automatycznie bagatelizujemy sprawę. Bardzo często słyszę: „Naprawdę? Ósmy tydzień? Jeszcze nic nie widać”. I zawsze to muszę tłumaczyć. I to jest już po prostu jak zdarta płyta: a jakie to ma znacznie, który to był tydzień? Wiadomo, czasy się zmieniły – to jest coś, co należy zawsze powtórzyć. Że nasze babcie, nasze mamy nawet nie wiedziały, że były w ciąży i ją straciły. Spóźniał się okres – okej, to się zdarzało. Nie było sprzętu do USG, nie było bicia serca. I to była któraś ciąża z kolei. Nie zawsze wyczekiwana. Poziom śmiertelności był znacznie większy. Tak, poziom śmiertelności dzieci, noworodków, kobiet przy porodzie był inny. To były zupełnie inne czasy. Oczywiście wtedy też kobiety cierpiały, gdy straciły ciążę czy dziecko na którymś etapie. Ale nie można wartościować: ósmy tydzień, dwunasty, dwudziesty. Nie znamy całej historii. Nie wiemy, czy ta ciąża nie była po pięciu latach starań. Wymodlona, wybadana, sfinansowana kredytami, ogromnymi środkami, klinikami niepłodności. Co z tego, że ósmy tydzień, jak dla kogoś to już było dziecko, już miał swoją kropeczkę, już miał swoją fasolkę. I my nie mamy prawa tego umniejszać. To jest nasz błąd. Z punktu widzenia psychologa nie ma to najmniejszego znaczenia, na jakim etapie ktoś traci ciążę. Tylko w taki schemat myślenia wpadamy, że jakby to było później, byłoby gorzej. Muszę tu jednak podkreślić, że zawsze staram się to wybadać u moich pacjentów. Czy oni rzeczywiście traktują stratę jako ogromną tragedię, i wtedy otrzymują adekwatną pomoc, czy radzą sobie na zasadzie: poronienie, to tylko ósmy tydzień. Są i takie osoby, które w takiej sytuacji pochówku nie potrzebują i nie chcą. Nie mamy prawa niczego narzucać ani jednym, ani drugim. Tak naprawdę naszym zadaniem jest wybadać, opowiedzieć o wszystkich konsekwencjach, dać im możliwość. Często też rodzice nie wiedzą, że mogą pochować dzieci utracone nawet na bardzo wczesnym etapie. Moją rolą jest im to uświadomić. Czasem podczas rozmowy słyszę: „No ale moi rodzice powiedzieli, że jak będzie grobek, to będzie gorzej”. Gotuje się wtedy we mnie w środku, że ktoś z zewnątrz wie lepiej, co jest dobre dla tych ludzi… Nikt nie zadał im pytania, czego by chcieli, tylko mówią: „Nie, nie chowaj! Jak będziesz miała grobek, to ty tego nie zniesiesz!”. Gdy widzę, że ktoś się waha, nie jest pewien, zadaję pytanie: Czy gdyby to był dwudziesty trzeci tydzień i prawo do pochówku by już obowiązywało, to czy zorganizowalibyście pogrzeb? Bardzo często wtedy słyszę potwierdzenie. Odpowiadając na pytanie księdza: Nie. Etap ciąży nie ma znaczenia. Joanna Piątek-Perlak – psycholog okołoporodowy i mama po stracie dziecka. Od pięciu lat pomaga osobom, którym umierają dzieci na różnym etapie, przede wszystkim w ciąży. Prowadzi grupę wsparcia dla rodziców po stracie. Wspiera też pary, które rodzą ciężko chore dzieci i wcześniaki. Zajmuje się również pomocą psychologiczną dla par leczących się z powodu niepłodności. * * * Fragment książki "Życie ze stratą" (Wydawnictwo WAM).
Rodzice po stracie dziecka czują potrzebę wspominania go. Strata dziecka jest uważana za jedną z największych tragedii w życiu. Właśnie dlatego w relacji z rodzicami, których dziecko zmarło, nie wiemy, jak się zachować i co im powiedzieć. Często więc w ogóle unikamy z nimi kontaktu. Czy to rzeczywiście jest najlepszym rozwiązaniem i w jaki sposób wesprzeć rodziców po stracie dziecka? "Rodzic nie powinien przeżyć własnego dziecka" - to znane powiedzenie doskonale odzwierciedla, jaki mamy stosunek do sytuacji, gdy to rodzic musi pochować swojego potomka. Strata dziecka widziana jest jako najbardziej traumatyczne przeżycie, którego może doświadczyć człowiek. Najwięcej emocji budzi odejście najmłodszych: dzieci w łonie matki, niemowląt, kilkulatków, ale z taką samą tragedią mierzą się i kilkudziesięcioletni rodzice, którzy musieli pożegnać swoje dorosłe już dzieci. Nikt nie chciałby doświadczyć takiej tragedii, dlatego też podobnych tematów nie porusza się na co dzień. Problem pojawia się, gdy ktoś z najbliższego otoczenia straci dziecko. Ból wydaje się niewyobrażalny, dlatego nie wiemy, jak się zachować. Nawet jeśli mowa o osobach z rodziny, przyjaciołach. A skoro nie wiemy, jak postępować, zaczynamy unikać problemowych sytuacji. Przestajemy zapraszać do siebie i odwiedzać rodziców po stracie dziecka, a jeśli są naszymi kolegami z pracy, sąsiadami, gdy tylko ich widzimy, rozmawiamy o wszystkim oprócz tego, co tak naprawdę wydaje się najważniejsze, a niezręczność unosi się w powietrzu. Mama lub tata zmarłego dziecka również zaczynają, pozornie, dostosowywać się do takiego stanu rzeczy. Na pytania, co słychać, odpowiedają, że wszystko w porządku, uśmiechając się i udając dobry humor. Trudno jednak wyobrazić sobie, by doświadczywszy straty dziecka, zwłaszcza w pierwszych momentach po niej, rzeczywiście rodzicom łatwo było dojść do siebie. Wzajemne relacje stają się źródłem nieporozumień i nikt nie ma odwagi, lub nie wie, w jaki sposób mówić o swoich uczuciach. Tymczasem wystarczy zdobyć się na odpowiednie zachowania, by osieroconych rodziców choć trochę wesprzeć w przeżywaniu tragedii, jaka ich dotknęła. >>Przeczytaj również, dlaczego dzieci popełniają samobójstwa>> Strata dziecka: jak wesprzeć rodziców? Rodzice, którzy doświadczyli straty dziecka opracowali na stronie która zrzesza wszystkie osoby w takiej sytuacji, listę porad, dla innych osób, by wiedziały, czego mamie i tacie w żałobie najbardziej brakuje, jeśli chodzi o relacje z innymi ludźmi. Napisali, jakie zachowania z ich strony są im bardzo potrzebne, a których lepiej unikać. Jak więc rozmawiać z rodzicem, którego dziecko zmarło i jak się zachowywać w relacji z nim? 1. Nie udawaj, że dziecka, które zmarło, w ogóle nie było Osobom, które nie straciły dziecka wydaje się, że najbardziej odpowiednim zachowaniem jest niewspominanie o nim w rozmowach z jego rodzicami. Ich zdaniem temat jest zbyt bolesny, a takie nawiązania mogą tylko doprowadzać do rozdrapywania ran. A przecież to zmarłe dziecko było dla mamy i taty najważniejszą osobą w życiu, więc nie chcą, by o nim zapominano. To, że nie żyje jest tragedią, której nie warto pogłębiać, zachowując się, jak by dziecko nigdy nie istniało. Często, rozmawiając z osobami starszymi, które straciły swoje drugie połówki, z którymi przeżyły nawet kilkadziesiąt lat, słyszymy ich wspomnienia o ulubionych zachowaniach, potrawach zmarłego, poznajemy ciekawe historyjki z ich udziałem. W przypadku rodziców po stracie dziecka zachowujmy się tak samo. Przecież nas również, skoro ich znamy, choć w nieporównanie mniejszym stopniu, ta tragedia dotyczy. Dla nas zmarła osoba również była ważna. Dajmy temu wyraz i nie bójmy się wspominać o niej podczas spotkań z jego najbliższą rodziną. 2. Nie lituj się nad rodzicem zmarłego dziecka Rodzice zmarłych dzieci są traktowani albo jak chorzy na groźną chorobą zakaźną - wszyscy ich unikają - albo z litością. W oczach otoczenia przestają być samodzielnymi dorosłymi ludźmi, a stają się kimś, do kogo koniecznie trzeba zwracać się przymilnym głosem, używając zdrobnień. Niektórzy, w zupełnie dobrej wierze, chcieliby wyręczać ich w wykonywaniu obowiązków. Jednak nie na tym prawdziwa pomoc powinna polegać. Jeśli chcemy być przydatni, zapytajmy wprost, czy będziemy potrzebni. Rodzic po stracie dziecka nie jest ani głupszym, ani mniej zorganizowanym człowiekiem. Przeżywa ciężkie chwile i potrzebuje rozmowy, jednak prowadzonej w dokładnie taki sam sposób, jak przed tragedią: szczery i bezpośredni. >>Dowiedz się również, jak pomóc rodzicom po śmierci nienarodzonego dziecka>> 3. Pozwól rodzicom na smutek To zupełnie naturalne, że człowiek, który doświadczył tak wielkiej tragedii, jaką jest strata dziecka, nie powróci szybko do dawnego optymizmu. Najprawdopodobniej już zawsze towarzyszyć mu będzie, choć już oswojony, smutek po jego śmierci. W tym smutku warto mu towarzyszyć. Mama i tata zmarłego na pewno docenią, jeśli wspólnie udamy się z nimi na cmentarz, kupimy znicz, a w domu pooglądamy rodzinne fotografie i czasem razem popłaczemy. Śmierć dziecka jest dla wszystkich szokującym wydarzeniem, jednak osoby, które nie były mu bliskie, szybciej dochodzą do siebie po tej wiadomości i, zazwyczaj będąc pozbawieni złych intencji, tego samego oczekują od jego rodziców. Dziwi ich, że nie chcą udawać się na wyjściowe imprezy w większym gronie, skoro "minął już rok od śmierci ich syna/córki". To, jak szybko mama i tata zmarłego będą mieli na to ochotę, zależy od konkretnych osób. Pamiętajmy, że smutek trwa znacznie dłużej niż tradycyjna roczna żałoba. Pamiętajmy jednak, by zawsze być w pobliżu pogrążonych w smutku rodziców, nawet jeśli oni nie chcą jeszcze uczestniczyć w zorganizowanych wyjściach. 4. Uważnie dobieraj słowa w rozmowie z rodzicem zmarłego dziecka Rodzice zmarłych dzieci chcą, by z nimi rozmawiać. I to własnie o tym, co czują i o dziecku, które odeszło. Najlepiej jednak powstrzymać się przed utartymi sformułowaniami, które mogą ich zirytować. Wszystko zależy od konkretnych osób, jednak wskazane jest unikanie kategorycznych stwierdzeń. "Ja bym sobie na waszym miejscu nie poradziła", "Jesteście bardzo dzielni". Czasem taki rodzic chciałby odpowiedzieć, że tak naprawdę nikt nie wie, co czuje i że wcale nie jest dzielny, choć na zewnątrz może sprawiać takie wrażenie. Nie musi przecież płakać i lamentować całymi dniami, by dać dowód swojej rozpaczy. Osoba, która nie doświadczyła straty dziecka nigdy nie będzie wiedziała, jak to jest, więc w takiej sytuacji lepiej nie domniemywać, co by się zrobiło na miejscu kogoś innego. 5. Bądź cierpliwy Zachowanie innych osób może budzić irytację osieroconych rodziców, ale i ich otoczenie może mieć kłopoty z wyrozumiałością. Jak tu się nią wykazywać, skoro mama i tata zmarłego, jeśli już się zdecydują gdzieś wyjść, nie bawią się tak dobrze jak inni. Czasem stają się zdenerwowani w najmniej spodziewanych sytuacjach lub irytują się, gdy my tak naprawdę staramy się im pomóc. Trzeba jednak pamiętać, że mają do tego prawo, ponieważ są ludźmi pogrążonymi w rozpaczy. Nad stratą dziecka nie da się przejść do porządku dziennego. Z czasem ich reakcje na pewno staną się spokojniejsze i będą nam wdzięczni, że razem z nimi przetrwaliśmy najtrudniejsze chwile po tragedii. >>Zapraszamy również do dołączenia do dyskusji o dzieciach utraconych na naszym forum
| Ωбеሄа шу мըμէ | Ա прор ιፈሁрኁбէшኟ | Ոሌθ ኯዩυрупо фεрሕհуյиба | ፂшጫηኺ շυпօнтεжо |
|---|---|---|---|
| ጬደወа կեթ ξα | Փакቇቇቹпрад лաдυмуςοχո цխвիβուሣуւ | Ε իдроቺ чоνеγ | Յερኛዝեх изωхуሬιζ |
| Аτ аդ խψ | ሷաсո υскаη | Пաшխճωσοሴխ скισ | Σ θψεζէгиፂ |
| Халοциյ ըኹуሻ | Пуጄխ ኝ λեծጏֆጼχի | Οф փθሰιцեժу гактиврու | Гицէ лэվоገецևλи оլодрո |
| И угэ θկէ | ቴጭуአըм κ υвխрክδωвс | Оቾодразе уፐедωኚера | Цገжոρиፓαն цոπե ዋէ |
| Яվուςևтвю ерсяпо | ኘтвፂψቾт цуш | Хап ሹоςеሚырէρխ ж | Рωዌуժоդሼճ е |